26 lipca 1997 roku, w meczu Newcastle z Chelsea Londyn (rozgrywanym w ramach przedsezonowego turnieju Umbro) nabawiłem się fatalniej kontuzji kostki. Wróciłem do gry 17 stycznia 1998 w spotkaniu przeciwko Bolton'owi. Nie grałem w piłkę dokładnie 172 dni. To była najdłuższa, a zarazem najgorsza przerwa w mojej zawodowej karierze. Jestem silny psychicznie i potrafię walczyć z przeciwnościami losu, na przykład poprzez pozytywne myślenie, dlatego starałem się żyć na pełnych obrotach przez te długie sześć miesięcy, kiedy byłem "na aucie".
Brałem udział w wielu różnych pozaboiskowych akcjach klubu i z wielkim zaangażowaniem przystąpiłem do programu rehabilitacyjnego. Bardzo mi zależało na szybkim powrocie do zdrowia. Tuż po tym, jak doznałem tego urazu, lekarze stwierdzili, że będę mógł wrócić na boisko najwcześniej w marcu. To, że udało mi się to wcześniej, było dla mnie powodem do ogromnej dumy. Prasa mówiła o "cudownym powrocie", ale mogę Was wszystkich zapewnić, że nie było w tym magicznego przesłania. Udało mi się wykurować, bo bardzo tego pragnąłem i włożyłem w to mnóstwo sił. Ciężką pracą swoją i innych, którzy pomagali mi przez cały ten czas, osiągnąłem coś, w co chirurdzy nie mogli uwierzyć.
Tak czy inaczej przechodziłem wtedy poważny kryzys. Biegacze nazywają to "waleniem głową w mur" - biegną, pokonują kolejne odcinki trasy, ale w pewnym momencie docierają do psychicznej granicy wytrzymałości, którą ciężko pokonać. Ja osiągnąłem tę granicę w połowie grudnia 1997 roku. Nigdy wcześniej nie czułem się tak zrezygnowany i bezradny. Byłem ciągle obolały po tych wszystkich ćwiczeniach rehabilitacyjnych. To był dla mnie straszny okres. Lainya i najbliżsi przyjaciele wiedzieli, że nie czułem się sobą, mimo że w mediach zgrywałem pewnego siebie i odważnego. Ciągle myślałem o swoich poprzednich kontuzjach, szukałem w pamięci podobnego załamania. Chciałem pokonać jakoś ten pesymizm. Ciągle powtarzałem sobie, że na świecie żyją ludzie z dużo większymi problemami i że muszę wziąć się w garść, ale to niestety nie było takie łatwe. Nie jestem przecież jakimś zaprogramowanym robotem, który przechodzi przez życie jak automat. Niektórzy ludzie tak mnie postrzegają, ale ja też mam chwile załamania. Znajomi powtarzali mi, że to tylko kwestia czasu, że już niedługo wrócę do siebie. Łatwo było im mówić, ale dla mnie każdy kolejny tydzień bez piłki był jak wieczność.
Wcześniej, nim złapałem te chandrę, wszystko szło zgodnie z planem. Miałem może jakąś chwilę zwątpienia, ale zależało mi na powrocie do zdrowia, miałem siłę do walki. Dzień po operacji ułożyłem sobie w głowie cały plan działania. Postanowiłem ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć! Wypowiedziałem wojnę tej kontuzji. Zapadły mi w pamięć słowa naszego klubowego lekarza w Newcastle, Rob'a Gregory'ego - "Alan, to nie będzie łatwe. Nie spodziewaj się cudów albo jakichś skrótów. Musisz być bardzo cierpliwy". I rzeczywiście przez pierwszy miesiąc musiałem być bardzo cierpliwy, bo siedziałem całymi dniami z nogą w opatrunku. Czasami tylko kuśtykałem o kulach po domu, żeby powoli wprawiać moje kolano do normalnego funkcjonowania. To było straszne...
Strona główna Powieść Shearera Rozdział VIII
Nowosci
Kadra
05.02: Aktualizacja metryk zawodników
Sonda zwiazana z Newcastle United
Które miejsce zajmie NUFC z obecnym składem i sztabem?